💬 Nie, ACTA2 nie ocenzuruje nam internetu
Zaraz po przegłosowaniu przez parlament europejski kontrowersyjnej ustawy o tzw. ACTA2 wszystkie portale trąbią o rzekomym końcu internetu. Zewsząd pojawiają się (i pojawiały się wcześniej) informacje o tym, że niedługo nie będziesz mógł obejrzeć swojego ulubionego twórcy na YouTube, nie będzie można udostępnić komuś linka do jakiegoś artykułu, który nam się spodobał, a memy będą podlegały cenzurze rodem z PRLu. Nawet samo Google (i podległy im YouTube) straszyło, że niebawem nie obejrzysz u nich żadnego filmiku. Wszystko brzmiało jak koniec świata, a tak naprawdę nie ma się czego obawiać.
Dziwne, że nawet największe portale branżowe, które mają możliwości, żeby zweryfikować dostępne informacje i w razie potrzeby skonsultować je z ekspertami, napawają się tytułami takimi jak „Ocenzurowali nam Internet”, „Czy to już koniec Internetu?” i innymi podobnego typu. Jeśli boisz się o powyższe rzeczy to mogę Cię uspokoić – nic takiego nie będzie miało miejsca. Dyrektywa w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym ma po prostu chronić autorów treści, co jest moim zdaniem bardzo słuszne, ponieważ dotychczas nie było odpowiednich ujednoliconych na terenie Unii Europejskiej regulacji i zdarzenia takie jak kradzież materiałów cyfrowych była na porządku dziennym. Ponadto istniały takie agregatory treści (na przykład aplikacje do newsów), które „ściągały” tekst ze strony danego portalu internetowego i generowały treść pozbawioną reklam i innych elementów strony, co powodowało chociażby mniejszy zarobek z reklam dla autora takiego portalu lub nawet niepoprawne wyświetlanie multimediów. Teraz zostanie to ukrócone – i bardzo dobrze. Wciąż będzie można wysłać komuś linka bezpośrednio do strony internetowej autora.
Dodatkowo ustawa wprowadza obowiązek filtrowania treści przez właścicieli stron, na których inni użytkownicy mogą udostępniać swoje dzieła. Również bardzo dobra zmiana! Mechanizmy pozwolą na wyłapywanie kradzionych, kopiowanych dzieł na przykład na Facebooku. Dotychczas nie kładziono aż takiego nacisku na to, żeby autor ciekawej treści mógł być spokojny o to, że jego twór nie będzie kopiowany gdzie popadnie i zacznie mieć wielu nieprawdziwych autorów na różnych krańcach internetowego świata.
Tak naprawdę finansowo ustawa moim zdaniem najbardziej uderzy największe firmy na rynku cyfrowym takie jak Google czy Faceboook. Właśnie dlatego tego typu firmy najbardziej kłóciły się z jej wprowadzeniem i naganiały nieświadomych użytkowników do protestów przeciw jej wprowadzeniu. Ponadto jest to gorący temat, który przydaje się w działaniach politycznych, co możemy zaobserwować na portalach społecznościowych. Zwykli użytkownicy internetu niczego nie stracą, a wręcz będą mogli zyskać chociażby wyświetlanie treści w sposób, jakiego chciał twórca, a nie dziesiątą wodę po kisielu. Koniec świata nie nadszedł – to jeszcze nie ten czas.